Strony

niedziela, 21 lipca 2013

Jeśli naprawdę odszedłeś na zawsze, to ja już zawsze będę samotna

Cykl: Mroczne Serce (#1 w serii)
Autor: Lee Monroe
Data wydania: 2011
Wydawnictwo: MAK
ISBN: 978-38-638-0005-5
Moja ocena: 2/6
_________________________
Zanurz się w świecie mrocznego romansu paranormalnego, w którym czarująca bohaterka musi wybrać pomiędzy dwoma niepokojąco kuszącymi możliwościami.
Jane Jonas, która niedługo skończy szesnaście lat, ma niepokojące powtarzające się sny. Pojawia się w nich tajemniczy chłopak i mówi jej, że są sobie przeznaczeni. Jej matka jest coraz bardziej zaniepokojona niebezpiecznymi nocnymi wędrówkami dziewczyny. Ale świat snów i rzeczywistość już niedługo się spotkają…
Gdy Jane zaprzyjaźni się z tajemniczym nowo przybyłym chłopakiem, niezmiernie interesującym blondynem, fascynującym i innym niż wszyscy, zapragnie go bardziej niż kogokolwiek… dopóki na jej drodze nie stanie towarzysz ze snów.
Dziewczyna musi wybrać jeden z dwóch światów – ten znajomy, w którym pojawiła się romantyczna ekscytująca nuta lub ten drugi, mroczny i groźny, gdzie anioły, wilkołaki i czarujący nieznajomy starają się ją uwieść.

______________________________
"Mroczne serce" to jedna z tych książek, których zakup miałam w planach. Nie sądziłam, że pojawienie się ciekawszych pozycji do kupienia będzie jedną z lepszych rzeczy jakie mogły mnie spotkać w księgarni. Dzięki temu nie musiałam wyrzucać pieniędzy w błoto, na tak bezsensowną, pozbawioną głębi i napięcia książkę.



"Przeznaczeni" to historia nastoletniej Jane, która po prześladowaniach w szkole, uczy się w domu. Jej życie toczy się spokojnie, jednak w samotności. Dziewczyna nie ma żadnych przyjaciół, a jedynym źródłem jej towarzystwa są rodzice, siostra i pies Bobby. Gdy w mieście pojawia się Evan, dziewczyna zaczyna się z nim spotykać. Jednak jest jeszcze ktoś... tajemniczy chłopak z jej snów, które już wkrótce stają się rzeczywistością.

Nie rozumiem dlaczego Lee Monroe z takim zapałem opisuje każde wydarzenie. Z reguły nie jest to nic złego, jednak, gdy bardziej się przyglądnąć to zdarzenia następują sobie z prędkością światła i to na początku książki! Wtedy powinniśmy zapoznawać się z bohaterami, oswajać z ich dziwactwami, zastanawiać się jakie mroczne tajemnice skrywają. Tymczasem biegniemy od wydarzenia do wydarzenia, a w przeciągu kilku rozdziałów czytamy historię z przeciągu pół roku. Pośpiech nie jest wskazany, zwłaszcza w pierwszym tomie zupełnie nowej serii. Nie mamy czasu na nic, ale co najgorsze najbardziej cierpi na tym napięcie - nie ma czasu na to, aby odpowiednio je rozbudować. Co gorsze, odnosiłam wrażenie, że autorka stara się napisać książkę jak najszybciej, z obawą, że albo jej "wspaniałe" pomysły szybko znikną, lub też wytną wszystkie drzewa i zabraknie jej papieru na spisanie dalszej części.

Na początku powieści widać jak autorka się stresuje. Natomiast gdy zbliżamy się do końca, można zauważyć nagłą zmianę nastroju pisarki. Nerwy trzymane są na wodzy, a książka wreszcie staje się taka jaka powinna być, każde wydarzenie jest odpowiednio opisane, autorce nigdzie się nie spieszy, a ponadto dynamika utrzymana jest na wysokim poziomie, gdyż miejsce mają najważniejsze przeżycia głównych bohaterów, rozstrzygają się ich losy.

Dodatkowo odrzuca mnie sam pomysł. Myślałam, że będzie to zwyczajna książka o wilkołakach, a tymczasem pojawia się nowy świat - Nissilum. Przechodzenie ze świata śmiertelników, do świata nadprzyrodzonego, to pomysł nudny, a jego wykonanie jest wręcz rozczarowujące. Jeszcze nigdy wilkołaki, anioły, czarownice i wampiry nie były przedstawione tak banalnie. Ich świat powinien fascynować, zapierać dech w piersiach, sprawiać, że pragnęlibyśmy tej odrobiny magii w naszym życiu, podczas, gdy w "Przeznaczonych" jest całkowicie odwrotnie.

Kolejną rzeczą zwracającą uwagę jest ogromna naiwność ze strony głównej bohaterki. Jej charakterowi i postawie niewiele brakuje do Ever z "Nieśmiertelnych". Jej postać wierzy w niemal każde słowo Luki o nadprzyrodzonym świecie, bez żadnych pytań, ot tak z miejsca. Ufa mu mimo, że tak naprawdę go nie zna. Rozumiem, że Lee Monroe chciała wykreować te postaci jako tytułowych "Przeznaczonych", którzy od pierwszego spotkania wiedzą, że są dla siebie wszystkim, to jednak nie sądzę, aby było to w jakikolwiek sposób naturalne czy rzeczywiste. Widząc chłopca ze swoich snów, Jane nawet przez chwilę nie jest przestraszona. Nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji, na pewno byłabym przerażona i nie zaufałabym mu bezgranicznie od razu. Zachowanie Jane jest sztuczne. Nie mówiąc już nawet o pojawieniu się klasycznego stereotypu 2+1.

Gdybym mogła cofnąć czas, na pewno odstawiłabym "Mroczne serce" na półkę i nigdy więcej nie wspominała o tym, że istnieje taka seria.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz